WYWIADY LOEBL

 

 

 

 

 

WYWIADY

 

 

 

 

WYWIAD - RZEKA DZIECIŃSTWA

 

 

 

 

 

 

BOGDAN LOEBL

SŁUCHAM GŁOSU SERCA

ROZMAWIA JAROSŁAW SAWIC

GRUPA M-D-M  2015

 

Bogdan Loebl to zwierzę. Ależ tak! Tak właśnie chciałem napisać. Nie ma w tym stwierdzeniu (na co liczę!) ani krzty przesady. I nie chodzi tylko o to, że jest tak zwanym "zwierzęciem literackim". Także o to, że dzięki posiadanym cechom osobniczym, jak i długiemu, pełnemu doświadczeń życiu, przemyśleniom i pracy nad samorozwojem, stał się mniej podobny do przeciętnego reprezentanta gatunku Homo sapiens. Inny niż tak wielu spośród nas, którzy całą swoją wiedzę, talent i energię życiową poświęcili aby swym współbraciom, siostrom i pozostałym organizmom żywym zgotować piekło na ziemi.

ŚWIAT BEZ LUDZI BYŁBY RAJEM. To jedno zdanie jest być może najważniejszym przesłaniem tej książki. Ale oczywiście nie jedynym. Bo jest to przecież bogata i fascynująca biografia znanego literata sporządzona w formie wywiadu-rzeki.

Przyjęcie takiej formuły sprawdziło się znacznie lepiej niż gdyby była to autobiografia czy też standardowa biografia przygotowana przez jakiegoś dziennikarza. I tak oto dostaliśmy do rąk żywą, barwną opowieść o przypadkach polskiego poety, prozaika, autora tekstów piosenek i bluesów, którego największa aktywność twórcza przypadła na drugą połowę XX wieku. Los nie oszczędził mu życia w "ciekawych czasach", kształtując jego niezwykłą osobowość i twórczość.

Biorąc pod uwagę, że Loebl jest raczej typem samotnika, liczba wybitnych postaci z którymi się zetknął, a często też zaprzyjaźnił, jest imponująca. Przez całe życie. Tak wspomina choćby swoje początki w Kole Młodych ZLP w Krakowie:

Zebrania Koła odbywały się co czwartek. Dwa spotkania w miesiącu poświęcone były poezji i prowadził je Włodek (Adam Włodek, ówczesny mąż Wisławy Szymborskiej, przyp. mój), a podczas dwóch kolejnych rozmawialiśmy o prozie pod przewodnictwem Otwinowskiego. Oprócz tego na zebrania przychodzili - żeby posłuchać i podyskutować - uznani pisarze i poeci np. Julian Przyboś, Jalu Kurek, Stanisław Lem... A razem ze mną w Kole byli, m.in. Andrzej Bursa, Staszek Czycz, Jerzy Harasymowicz, Jan Zych, Stanisław Stanuch, Bruno Miecugow...

Taki zestaw osobowości musi robić wrażenie, zwłaszcza że Bogdan Loebl był wtedy ledwo po dwudziestce. Dziś, niestety, jest jedynym spośród nich, który żyje. I, co równie ważne, nadal tworzy. A kto zresztą wie czy w ogóle zostałby wówczas zawodowym literatem. Pośrednio przymusiło go do tego LWP (Ludowe Wojsko Polskie). Ale jak do tego doszło, to już trzeba przeczytać samemu. Nie mam zamiaru tego tu ujawniać bo byłoby to , jak to się mówi w nowej polszczyźnie, "spojlerowanie". Rzecz łączyła się ze studiami na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie miał okazję uczyć się od najlepszych profesorów jak Juliusz Kleiner, Zenon Klemensiewicz, Roman Ingarden czy Kazimierz Wyka.

Kraków to zresztą nie tylko UJ ale i Krupnicza 22, Przekrój, Życie Literackie, Dziennik Polski (w którym Loebl debiutował w 1955 roku), świetne kluby studenckie, teatry, kolebka jazzu i bezkresne morze wybitnych, kreatywnych ludzi (tu akurat zaszła zmiana).

We wczesnej młodości fascynował Loebla, podobnie jak Tadeusza Różewicza, Lopold Staff. Nieco później jego mistrzowie to trójca: Jan Bolesław Ożóg, Wisława Szymborska i Tymoteusz Karpowicz. Co charakterystyczne dla tamtych czasów: mimo iż byli znacznie od niego starszymi, wybitnymi i już uznanymi twórcami, bez trudu mógł się z nimi kontaktować, a oni obdarowywali go swym czasem, życzliwością i chętnie służyli radą. Inne czasy, inni ludzie. W ogóle Bogdan Loebl często wspomina osoby, które bezinteresownie wyciągnęły do niego pomocną dłoń. Byli to ludzie z ZLP, z radia, prasy, filmu, różnych instytucji i placówek kulturalnych. Dość trudne do wyobrażenia dziś, w czasach  bezwzględnej, wolnorynkowej konkurencji, gonitwy za mirażami kariery, sukcesu, prestiżu.

To Kraków dał mu tak wiele. Kraków, który chyba pokochał. I który musiał opuścić ze względu na niezdrowy klimat. Nie wiem czy potem tego żałował, wiem że nie powinien. Ten Kraków, który zawsze przodował w różnych dziedzinach życia, notuje kolejny rekord. Obecnie stał się miastem groźnym dla własnych mieszkańców. Cieszy się (?) niesławą drugiego najbardziej skażonego miasta w Europie. Smog jest tak potworny, że niszczy nawet urządzenia mierzące jego wielkość. Na ulicach widać wiele osób w maskach gazowych, co wygląda wprost apokaliptycznie. Rzeczywiście nie da się oddychać! Właśnie teraz Trybynał Unii Europejskiej pozwał Polskę z powodu gigantycznego skażenia powietrza.

Słucham głosu serca to wywiad-rzeka, a jego powierzchnia przypomina wielobarwną mozaikę. Aż skrzy się od tysiąca drobnych historii, anegdot, nieznanych faktów. Bardzo różnorodnych. Gdybym to ja ją konstruował to, zaiste, niewiele kamyczków bym wymienił. To  rzeczywiście udana rzecz. I, w odróżnieniu od wielu książek, które ostatnio miałem w rękach, nie znajduję żadnych poważnych błędów rzeczowych. Jest trochę literówek, ale na pewno zostaną usunięte we wznowieniu. Bo że książka będzie rozchwytywana i doczeka się dodruku, to nie mam żadnej wątpliwości. Takie to było pasjonujące życie.

Oprócz wymienionych już wcześniej, wśród osób z którymi kontaktował się, a często i przyjaźnił Loebl byli, crème de la crème, Tadeusz Różewicz, Julian Przyboś, Jarosław Iwaszkiewicz, Tadeusz Nowak, Ireneusz Iredyński, Tadeusz Konwicki, Stanisław Grochowiak, Leszek Aleksander Moczulski. Korzystał też z rady i pomocy redakcyjnej Henryka Berezy i Ewy Lipskiej.

Sporo miejsca w opowieści przeznacza dla żony Anny. To jego inspiracja i podpora życiowa i to jej poświęcił sławną piosenkę zatytułowaną jej imieniem - wielki przebój grupy Blackout, później także Stana Borysa. A właśnie piosenki i bluesy to niezwykle ważna część dorobku Bogdana Loebla. I to przecież głównie dzięki nim jest najbardziej znany i z nimi jest w powszechnej świadomości najbardziej kojarzony.

Wszystko zaczęlo się od spotkania z młodym poetą Stanisławem Guzkiem, dziś bardziej znanym jako Stan Borys właśnie. I potoczyło się. Poznał gitarzystę i kompozytora Tadeusza Nalepę i grupę Blackout, następnie przekształconą w Breakout. Dla nich to napisał Loebl moc tekstów piosenek i bluesów nagranych na wielu płytach. Najbardziej chyba znane i najlepsze z nich to longplaye Blues i Karate, dziś klasyka gatunku. Bo też i stworzył poeta na nich, niezwykłą i nowatorską, polską wersję tekstu bluesowego. W dodatku w sposób w jaki nie udało się to nikomu przed nim ani po nim. Pośród tych najlepszych są takie standardy jak Rzeka dzieciństwa, Kiedy byłem małym chłopcem, Co się stało kwiatom, Oni zaraz przyjdą tu. Nie rozpisuję się na ten temat bo to najbardziej znany i często omawiany rozdział życia twórcy.

Wreszcie jazz! Jeden z najważniejszych wynalazków artystycznych XX wieku. Dziś mocno spetryfikowany ale wtedy płonął najjaśniej i najgoręcej. Bogdan Loebl chłonął go z płyt i koncertów. Festiwal Jazz Jamboree przeżywał wówczas chwile największego rozkwitu. Stan Getz, John Coltrane, Charles Mingus, Miles Davis, Louis Armstrong, Krzysztof Komeda Trzciński, Andrzej Trzaskowski to tylko niektóre fascynacje. A do tego współpraca z mistrzami: Włodzimierzem Nahornym i Mateuszem Święcickim. Miłość do jazzu dzielił z pisarzem Andrzejem Brychtem, a lata później z Olgą Tokarczuk.

Warto przy tym pamiętać, że pisał też Loebl pierwsze polskie protest songi. Te bomby lecą na nasz dom i Pozwólcie nam żyć dla grupy Blackout czy To będzie syn dla Tadeusz Woźniaka. Było to pół wieku temu! A obecnie tak chyba również należy traktować tekst Maszeruj z chamem śpiewany przez Stare Dobre Małżeństwo (2011). To niezwykle celna obserwacja zdziczenia "nowych Polaków" z kolejnego przyspieszonego awansu. Wynik innej frapującej współpracy można znaleźć na płycie CD dodanej do książki przez wydawcę. Józef Skrzek skomponował i wykonał tu muzykę do tekstu Rozmowa z Mistrzem, niegdyś w odmiennej nieco formie publikowanego przez miesięcznik Twórczość.

Pomimo, że nasz "nowy, wspaniały świat" spycha go na margines, Bogdan Loebl stale tworzy, choć jak przyznaje, pisze mu się coraz trudniej. Niemniej dostajemy od niego czasem takie perły jak utwór Ulica Zachodzącego Słońca, w którym melorecytuje swój wiersz z towarzyszeniem wyśmienitych muzyków z Polski i Senegalu, w tym Becaye Aw i Mamadou Diouf. Znakomite nagranie zachwyciło specjalistów z radia BBC, ale też ma wspaniały odbiór w naszym kraju. Bardzo przypadło do gustu także mojej mamie, rówieśnicy autora. To kolejny dowód na uniwersalność i ponadczasowość jego twórczości, przełamującej bariery środowiskowe, pokoleniowe czy geograficzne.

Z opowieści Słucham głosu serca jasno wynika, że Bogdan Loebl nie tylko ma wyraźnie sprecyzowane poglądy moralno-etyczne, ale też od lat je głosi i pozostaje im wierny. Jego niechęć do używek, sprzeciw wobec przemocy w stosunku do słabszych, w tym zwierząt, trzeźwy osąd sytuacji społecznej i politycznej, zarówno w PRL jak i dziś, nieuleganie wpływom i naciskom, czynią go postacią wyjątkową i osobną. I jak mało kto zachowuje niezależność sądów.

Ze smutkiem dowiaduję się o jego obecnej kondycji spauperyzowanego przez system polskiego inteligenta i twórcy. Przy jego pozycji, dorobku i sukcesach, w normalnych warunkach wiódłby dostatnie, satysfakcjonujące i w pełni twórcze życie na jakie pod każdym względem zasługuje.

 

 

 

 

12.12. 2015    

 

 

 

ALL TEXTS AND IMAGES © PIOTR SIATKOWSKI

 

 

 

 

 

 


Previous page: MOTÖRHEAD
Next page: DYSKOGRAFIE


web counter
web counter