URSZULA DUDZIAK

 

 

 

URSZULA DUDZIAK

WYŚPIEWAM WAM WSZYSTKO

Kayax

 

Urszula Dudziak napisała wspomnienia. Nareszcie! Biorąc pod uwagę fakt, że fachowa prasa muzyczna prawie w Polsce nie istnieje a tygodniki opinii i duże gazety codzienne niewiele miejsca poświęcają kulturze, tym cenniejsze to wydarzenie.

Książka została opublikowana przez znaną firmę płytową innej, też bardzo znanej wokalistki Kayah. Kayax specjalizuje się w wydawaniu nagrań muzycznych. Stąd, z jednej strony należy jej się pochwała za rozszerzenie zainteresowań o książki, z drugiej jednak miało to swoje konsekwencje. Książki pani Urszuli nie potraktowano tak jak miałoby to miejsce (przy zachowaniu wszelkich proporcji) w przypadku, powiedzmy, dzienników Marii Dąbrowskiej czy Sławomira Mrożka w regularnym wydawnictwie zajmującym się literaturą. Tu stała się raczej narzędziem marketingowym i rodzajem gadżetu, a to dlatego, że sponsorem wydania jest producent kosmetyków. A skoro płaci to i chce wymagać.

Już okładka pokazuje, że produkt jest wycelowany raczej w kobiety (i to te młode i w wieku średnim) aspirujące do uczestnictwa w klasie średniej (w podtekście: sukces i konsumpcja). Zdjęcie pokazuje autorkę jako zadbaną i zadowoloną kobietę odzianą w biały mundurek, w białym pomieszczeniu z białymi sprzętami. W domyśle: zdrowie, satysfakcja, sukces. Niestety fotografia przypomina bardziej ilustrację z folderu reklamującego gabinet dentystyczny niż portret wybitnej artystki. Tam gdzie doświadczony wydawca użyłby zdjęcia autorstwa Marka Karewicza lub Ryszarda Horowitza, nasz sponsor postawił na przeciętność i nijakość znaną ze świata reklam. Do tego nazwisko Urszuli Dudziak wybite dużymi, wypukłymi, fioletowymi literami, które się błyszczą i migają. To co ma sugerować wspaniałość i klasę jest tanie i kiczowate. Sprawie nie pomaga też niedbała redakcja i korekta. Są błędy w ważnych nazwiskach: Miles Davis (sic!), Horace Parlan, Rick Laird czy Leslie Caron. Są okazjonalne problemy z poprawną polszczyzną, nieintencjonalne amerykanizmy, zdarzają się błędy w indeksie nazwisk.

Ale ci, którzy nie dadzą się zniechęcić, nie będą rozczarowani. Bo Wyśpiewam wam wszystko Urszuli Dudziak to książka w swojej kategorii wagowej (wspomnienia/nonfiction) wręcz znakomita. Poczynając już od świetnego tytułu. Pomysłowa jest też aranżacja wspominków pod nagłówkami, z których każdy jest tytułem jakiegoś znanego utworu (często przeboju) muzyki rozrywkowej i jazzu, korespondującym z treścią konkretnej anegdoty. Istny leksykon muzyki XX wieku. Duke Ellington i The Who, Nat King Cole i Talking Heads, Thelonious Monk i Jimi Hendrix, John Coltrane i Lou Reed. A nawet Florence and the Machine i Mumford & Sons. Zapewne jako znak, że Urszula Dudziak zna wszystkie nowości i jest na bieżąco z pulsem muzycznego uniwersum. Oczywiście są także kompozycje przyjaciół: jest Urbaniak, Karolak, Niemen. No, jeśli ta cała (znacznie przecież dłuższa i bogatsza) lista jest odzwierciedleniem autentycznych zainteresowań a nie dziełem wynajętego researchera to należy pogratulować szerokich horyzontów i wielkiej otwartości na bogactwo kulturowe świata.

Ale bo też taki obraz pani Urszuli wyłania się z jej zapisków. Historia małej dziewczynki z prowincji, dziewczynki mającej wielkie marzenia ale i kompleksy i zahamowania. A potem długa droga ze Straconki do Nowego Jorku. Od dziecięcego śpiewania z big bandem Counta Basiego (z radia oczywiście) w fikcyjnym angielskim po występy w najlepszych salach koncertowych i klubach jazzowych świata. I po najwyższe oceny w branżowym periodyku numer 1 jakim "od zawsze" jest miesięcznik DownBeat. Droga na szczyt, jak to zwykle bywa, była długa i wyboista. Nieraz trzeba było płacić spore frycowe. Pomógł wielki upór, ambicja, gigantyczna praca nad sobą ale także sprzyjający czasem los i legion ważnych postaci spotykanych w drodze, które pomagały  w przyspieszeniu rozwoju artystycznego. Zapewne trzy najważniejsze to Krzysztof Komeda, Michał Urbaniak i Jerzy Kosiński.

Komeda przesłuchał nieopierzoną nastolatkę, która w szkolnym mundurku uciekła na to przesłuchanie z lekcji w szkole. Dostrzegłszy jej talent dał szansę debiutu w stolicy. Urbaniak, z którym współpracowała a potem wzięła ślub w Norwegii w 1967 roku, miał wielki talent muzyczny i organizacyjny, moc energii i obsesję zaistnienia w USA, kolebce jazzu. Wszystko to sprawiło, że ich kariera dosłownie eksplodowała. A Jerzy Kosiński, który nota bene nie lubił jazzu, pomógł jej ostatecznie uwierzyć w siebie i pozbyć się reszty kompleksów. To najważniejsi. Ale było ich znacznie więcej. Jest oczywiste, że znajomość, współpraca, przyjaźń z muzycznymi gigantami jak Gil Evans, Bronisław Kaper, Herbie Hancock, Jaco Pastorius, Ornette Coleman, Archie Shepp musiał zadziałać na wokalistkę jak wielki katalizator kreatywności.

Książkę czyta się gładko i z przyjemnością również dlatego, że Urszula Dudziak nie sili się na literackość. Jest to narracja typu mówionego. Snucie opowieści i wspomnień, przytaczanie licznych anegdot. Czyli forma znajdująca uznanie u słuchaczy już od tysięcy lat. Jest przy tym bezpretensjonalna i wyjątkowo otwarta i szczera, także w sprawach życia ososbistego. Kto wie czy niektórym czytelnikom nie wyda się nawet nazbyt szczera. Być może to uboczny efekt "amerykanizacji" artystki. W końcu spędziła za oceanem pół życia. Nigdy jednak nie przekracza granic dobrego smaku. Lektura wciąga bardzo. I jest fascynująca zarówno dla tych co postrzegają panią Urszulę jako sławną celebrytkę jak i tych, którzy cenią ją przede wszystkim za dokonania w dziedzinie jazzu.

Ucieszyła mnie zapowiedź artystki, że wspomnienia będą kontynuowane. A materiału jest mnóstwo, jako że od wczesnej młodości niemal nieprzerwanie prowadzi diariusz. Mam jedynie nadzieję, że ta nowa książka będzie skierowana głównie do miłośników jazzu a nie perfum. Liczę, że dowiem się więcej o wybitnych artystach światowych i polskich, których znała a o których wciąż zbyt mało się wie i mówi: choćby Andrzej Trzaskowski, Gucio Dyląg, Andrzej Kurylewicz, Adam Makowicz a nawet Krzysztof Komeda, który został już tak upomnikowiony, że jego prawdziwa postać ginie gdzieś na horyzoncie.

Pani Urszulo, do dzieła!!!    

 

 

 

ALL TEXTS AND IMAGES © PIOTR SIATKOWSKI

 


Previous page: HERBIE HANCOCK
Next page: MUZYKA I FILOZOFIA


web counter
web counter