KOBIECA TRANSSMISJA

 

 

KOBIECA TRANSSMISJA

 

 

 

27-29.11.2015

7 LADY FEST W MAŁOPOLSCE

 

 

 

KOBIETY IDĄ

 

W ogólnej liczbie ludności Polski kobiety dominują. Przynajmniej liczbowo. To znaczy: jest ich więcej. Grubo ponad milion więcej niż mężczyzn. I mimo że ta liczba, podobnie jak ogólna liczba ludności, stale spada, to jednak jest to, i jeszcze długo będzie, ogromna armia.

Niestety, poza obszarem statystyk ta przewaga nie jest zauważalna. W innych dziedzinach kobiety nie dominują, nie przodują. Oczywiście pojedyncze osobniki odnoszą sukcesy materialne, sportowe, polityczne i tym podobne, ale nie o to przecież chodzi. Sprawa polega na uzyskaniu dostępu wszystkich kobiet do zwiększonych możliwości obiektywnych, poszerzania aktywności własnej i co za tym idzie poprawy jakości życia, zdrowia, działania i w końcu spełnienia jako jednostki ludzkiej.

Dlaczego tak się nie dzieje? Odpowiedź na to pytanie wykracza poza możliwości tego krótkiego tekstu. Zapewne przyczyny takiego stanu mają charakter bardzo złożony: kulturowy, historyczny, obyczajowy, polityczny, religijny, mentalnościowy. Ważniejsze jednak od opisywania tej niedobrej sytuacji jest to by ją zmieniać.

Dlatego z ogromnym zaciekawieniem i sympatią staram się śledzić wszelkie wydarzenia, które mogą poprawić wciąż niezbyt zdrową sytuację. Są liczne organizacje pozarządowe, są imprezy takie jak Ladies' Jazz Festival czy Gitara + Ladies Festival albo płyty z tej okazji wydawane. Problem w tym, że organizatorzy, z lenistwa umysłowego albo ignorancji czy też chęci maksymalizowania zysków, zapraszają głównie wokalistki, i to o proweniencji popowej lub pop-jazzowej, czasem będzie to także komercyjna wersja muzyki folk czy bluesa. I takie podejście zapewnia sukces, ale nie posuwa sprawy kobiecej naprzód.

Z tym większą uwagą śledzę incjatywy oddolne, niezależne. Jedną z nich jest krakowski festiwal Kobieca transsmisja. Festiwal odbył się już po raz siódmy, ale jak dotąd jego oferta jakoś mnie nie przyciągnęła, choć z życzliwością obserwowałem go na odległość. W tym roku jednak postanowiłem spróbować. Udałem się na ulicę Żółkiewskiego do Kawiarni Naukowej, mieszczącej się tym razem w zrujnowanych budynkach po fabryce pasty do butów Erdal.

Koncert zapowiadał się bardzo intrygująco i z dużą zawartością punka w punku. Najpierw miały zagrać zespoły utworzone podczas warsztatów dla dziewczyn Karioka Girls Rock Camp i Lucciola Ladies Rock Camp. Występ był godny uwagi, bo chociaż dawały się zauważyć jeszcze pewne niedociągnięcia, to jak na początkujące amatorki (dla większości był to chyba debiut) świetnie sobie radziły, nadrabiając ogromną energią i entuzjazmem.

Potem na scenę weszły Tygrysice i był to dla mnie ten fragment, który wzbudził mieszane odczucia. Do dziś nie wiem na ile był to zwykły koncert, a na ile żart. Poczynając od żartobliwej i, niestety, banalnej nazwy. Być może miała ona nawiązywać do Le Tigre, a może do Ewy Piątkowskiej. Sam pomysł świetny: jamowy skład złożony z wielu dziewczyn, które w trakcie występu często wymieniają się instrumentami. Niestety wykonanie wypadło słabo. Dziewczyny grały niemrawo, bez ikry, mało było w tym energii i ekspresji, zapowiedzi niezborne, nieciekawy dobór coverów, niektóre muzyczki chyba na dopingu. Mam nadzieję, że to tylko "wypadek przy pracy" i że inne grania (o ile miały miejsce) były lepsze. Zwłaszcza że słychać było, że to muzyczki na ogół bardzo doświadczone. 

Informator imprezy tak je anonsował: "zespół powstał z miłości do riot grrrl, żeńskiego hip hopu oraz polskiej muzyki przełomu lat 80. i 90." Niestety, za wyjątkiem "polskiej muzyki", okazało się, że to miłość nieodwzajemniona. Dalej czytamy: "Tygrysice są dla nas przede wszystkim manifestem politycznym, a naszą postawą chcemy pokazać, że dziewczyny mogą grać i to w girls-bandach właśnie tkwi największa siła". Brzmi to bardzo ciekawie, ale w praktyce okazało się, że tekstów nie można zrozumieć a zaangażowany i niezbyt wyeksponowany transparent jest po angielsku, choć jakieś 95% publiczności stanowili sluchacze polskojęzyczni. To że dziewczyny mogą grać, nigdy nie ulegało dla mnie najmniejszej wątpliwości, ale co do "postawy" i "największej siły" to jeszcze daleka droga.

Na samym końcu wystąpił Repetitor, post-punkowe trio z Belgradu. Taki trochę serbski odpowiednik zespołu 2+1. Ale tym razem to dwie dziewczyny i chłopak. Analogia kończy się jednak na składzie. To bardzo ciekawy post-punk ze stylowo brzmiącym gitarzystą (Boris Vlastelica), sprawną basistką (Ana-Marija Cupin) i świetną, dynamiczną perkusistką (Milena Milutinović). Niestety, nie było mi dane usłyszeć całość, bo północ wybiła i ostatni tramwaj właśnie znikał za zakrętem. A swoją drogą, czy to rozsądne zapraszać na późny koncert tak wiele młodych dziewczyn. Idę o zakład, że nie każda ma samochód czy choćby na taksówkę. I nie każda jest prawdziwą "Tygrysicą" jak Ewa Piątkowska. A ponieważ dawny, rzekomo "magiczny Kraków" to teraz "bandycki Kraków", proponuję żeby organizatorki wzięły to pod uwagę planując imprezy w przyszłym roku.

Jeszcze przed Repetitorem inne wspaniałe odkrycie. To trio Decibelles z Lyonu. Tym razem organizatorki tak ją reklamowały: "melodyjny krzyk... do tego dobry warsztat, radość z przebywania na scenie, żywiołowość i otwartość". Jest to niezwykle rzadki przypadek kiedy treść reklamy całkowicie odpowiada prawdzie. WYSIWYG. Właściwie nic dodać, nic ująć. Występ znakomity, w pełni zawodowy, o ile można tak się wyrazić o amatorkach z wyboru. Bardzo otwarta, szczera postawa, żadnego mizdrzenia się, schlebiania publiczności. Gigantyczna dawka pozytywnej energii, której wystarczy mi na rok. A przy tym żadnego chłopactwa, Cobainostwa, tak często prześladującego grające dziewczyny, które zamiast szukać swojego języka, starają się raczej dogonić chłopców. A to duży błąd!!

Te dziewczyny nie potrzebowały żadnych podpórek czy parytetów. Grały na wysokim poziomie, nowocześnie i atrakcyjnie. Ich ubiór i fryzury tylko podkreślały indywidualność i kobiecość. Zatem, poza drobnymi zastrzeżeniami, cały wieczór zaliczam do niezwykle udanych.

Z innych atrakcji organizatorki proponowały "trzy dni pełne pouczających warsztatów, zwariowanych setów didżejskich, wyjątkowych wernisaży i wystaw, niezwkłych filmów - wszystkie wydarzenia z kobietami w rolach głównych".

Warsztaty nie były przeznaczone dla mnie, sety mnie nie pociągały. Skusiły mnie "wyjątkowe wernisaże i wystawy", choć okazało się, że była tylko jedna. Udałem się na jej wernisaż. Prezentacja była więcej niż skromna, a prace pozostawiły co najmniej wrażenie niedosytu. Jasne że nie spodziewałem się, że zobaczę dzieła artystek takich jak Katarzyna Kobro, Alina Szapocznikow czy Magdalena Abakanowicz, ale jednak w twórczości plastycznej kobiety są od dawna istotną siłą!

Jeśli zaś idzie o "niezwykłe filmy", to też był tylko jeden. O dziewczynach, które chcą założyć zespół punkowy, a główne atrakcje to "inicjacja alkoholowa, kłótnie i ogromna chęć do grania". W dodatku reżyserem jest mężczyzna. Może warto było dłużej poszukać?

Myślę, że mamy prawo oczekiwać więcej. W końcu od założenia Bikini Kill i ruchu riot grrrl minęło ponad ćwierć wieku, od debiutu The Slits czy Joan Jett ponad czterdzieści lat, Suzi Quatro mogłaby być babcią dzisiejszych tygrysic. 

Dużo by jeszcze można pisać, ale nie chcę zanudzać, a poza tym zabierać cennego czasu. Pora zakasać rękawy! Żeby przyszłoroczna edycja oszołomiła i zachwyciła. Kobiety do dzieła!               

 

 

 

 

ALL TEXTS AND IMAGES © PIOTR SIATKOWSKI

 

 

 

 

 

 

 


Previous page: THE BBC PROMS
Next page: DRUM FEST


web counter
web counter