RICHARD STYLA NOMADIC GUITARIST
RICHARD FELIKS STYLA
A GUITAR-COLORED WORLD
NOMADIC GUITARIST
Gitarzysta Ryszard Styła, ostatnimi czasy występujący częściej pod nowym, transatlantyckim nazwiskiem Richard Feliks Styla, nigdy nie był w samym centrum uwagi mediów. Nawet tych skromnych jazzowych jakie w Polsce mamy. A jednak, mając na względzie jego dorobek, jest to dosyć dziwne i trudno dociec jakie mogą być przyczyny takiego stanu rzeczy. Może mu nigdy nie zależało na robieniu standardowej kariery. Może nie miał tej siły przebicia co tytan energii i mistrz organizacji Jarek Śmietana (z którym, nota bene, współpracował). A może powodem było szerokie spektrum zainteresowań muzycznych Ryszarda Styły. Bo był to i rock i blues, jazz i pop i tak zwana piosenka poetycka. Kto wie czy nie dlatego swój własny zespół nazwał Spectrum Session.
Potem zniknął. Na wiele lat wyjechał do Kanady, co również skutecznie ograniczyło kontakt z jego twórczością. Obecnie, po wielu doświadczeniach, przejściach, przygodach dobrych i złych, dalekich podróżach, wydaje się być już innym człowiekiem. Odmienionym. Może też i stąd nowe imię.
Widać to wyraźnie kiedy się ogląda jego koncert nagrany w Kielcach podczas festiwalu jazzowego "Memorial to Miles". Ten występ to tak naprawdę recital solowy. Artysta jest niezwykle skupiony na swojej grze, przez cały czas bardzo opanowany, wręcz wyciszony. Żadnego show, migających świateł, żadnych efektów specjalnych, jeśli nie liczyć wielkich portretów Milesa Davisa pojawiających się na ekranie za plecami gitarzysty.
Jest więc Ryszard Styła na scenie sam ze swoją gitarą, zdany wyłącznie na własne umiejętności, wrażliwość, talent. A są one niebagatelne. Słychać to już w otwierającym koncert utworze Johna Coltrane'a "Impressions". Jedna z bardziej znanych kompozycji słynnego saksofonisty, tu w niecodziennej aranżacji i brawurowo zagrana. Po niej dwa polskie evergreeny. Kiedy byłem małym chłopcem Tadeusza Nalepy z pamiętnej płyty Blues jego zespołu Breakout i Pod Papugami napisany przez Mateusza Święcickiego dla Czesława Niemena. Oba znacznie odbiegające od oryginalnych wersji i to na korzyść. Styła wydobywa z nich dodatkowe, niezauważane dotąd pokłady piękna.
Mniej więcej w połowie występu pojawia się gość specjalny. Jest nim utalentowana gitarzystka młodszego pokolenia Krzysia Górniak. Wspólnie wykonali kompozycję Kenny'ego Dorhama Blue Bossa i był to nie tylko pokaz wrażliwości i delikatności, ale też porozumienia i świetnej współpracy obojga muzyków. W podobnej tonacji zaczyna się Black Orpheus (Orfeu Negro), który napisał Luiz Bonfa. Tym razem jednak Ryszard Styła wychodząc od spokojnego, nastrojowego tematu, stopniowo buduje napięcie, by zakończyć z intensywnością i ekspresją bardziej typową dla ognistego flamenco.
Zdecydowana większość tematów to przeboje muzyki popularnej. Oprócz wcześniej wspomnianych, jest jeszcze Light My Fire The Doors i Isn't She Lovely Stevie'ego Wondera (plus autorski, jazzowy utwór Toronto By Night, zamykający ten festiwalowy set). Przeboje wielkie i rzeczywiście wyśmienite kompozycje. Jednakże często, przez tyle lat, zgrane niemal do znudzenia. Ryszard Styła potrafi odnaleźć w nich nową wartość, tchnąć w nie świeżość, dać im nowe życie. Jego aranżacje są nieoczywiste, nierzadko wręcz odkrywcze. Wykonanie jest nienaganne technicznie, muzyk gra bardzo pomysłowo, kiedy trzeba, niezwykle intensywnie, pomimo założonego spokojnego charakteru tego programu. A korzystając z dobrodziejstw nowoczesnych technologii, wzbogaca jeszcze swój występ i gra sam ze sobą, improwizując na tle wgranego wcześniej akompaniamentu. To dźwięki, do których chce się wracać.
ALL TEXTS AND IMAGES © PIOTR SIATKOWSKI
Previous page: JAZZ DVDs
Next page: DROGA - ROB MAZUREK