JOHN LYDON - GNIEW JEST ENERGIĄ / MOJE ŻYCIE BEZ CENZURY

 

 

 

 

 

JOHN LYDON

GNIEW JEST ENERGIĄ

MOJE ŻYCIE BEZ CENZURY

In Rock 2015

 

 

Z okładki patrzy na mnie surowa, niepiękna twarz. Ma w sobie sporo szorstkości, może nawet zawziętości. Ale też gniewu. Przy tym wszystkim jednak także i powagi. Widać zdecydowaną osobowość. I choć ta fotografia wygląda trochę na portret pruskiego pułkownika, kolczyki w uchu zdradzają, że to błędny trop.

Tym razem książka firmowana jest wyłącznie nazwiskiem John Lydon. Ta autobiografia, oryginalnie zatytułowana Anger Is an Energy: My Life Uncensored, ukazała się dwadzieścia lat po poprzedniej Rotten: No Irish, No Blacks, No Dogs. Wcześniej uznano widać, że alias Rotten jest promocyjnie niezbędny. Teraz zaś wygląda na to, że jeden z największych buntowników popkultury czuje się na tyle pewnie, że nie musi się już podpierać legendą wokalisty grupy Sex Pistols.

Ciekawa to lektura, pokazująca panoramę społeczną i kulturalną, z naciskiem na kulturę masową, drugiej połowy 20. wieku. Lydon prezentuje sporo interesujących sądów i obserwacji poczynionych w czasie swej długiej już kariery w show-businessie. Wiele dojrzałych wniosków i opinii. Ale żeby zachować wiarygodność w oczach fanów, czuje się w obowiązku by je wygłaszać językiem niewyparzonym, a często również mówić rzeczy mocno kontrowersyjne. Jak choćby: Pewnego dnia pojawiliśmy się - nieugięci i bezkonkurencyjni. Staliśmy się, tak sądzę, najpotężniejszym zespołem na świecie. No, no, nieźle. Przechwałki raperów bledną.

Jednak John Lydon, trzeźwy obserwator rzeczywistości, mówi też rzeczy istotniejsze. Sporo jego uwag brzmi zresztą dziwnie znajomo. I tak opowiada jak w dzieciństwie, mieszkając w dzielnicy nędzy, zapadł na zapalenie opon mózgowych roznoszone przez wszechobecne szczury. Potem był kiepsko leczony, czego skutki odczuwa do dziś. Jeśli chodzi o moją rehabilitację, to okazało się, że na Narodowy Fundusz Zdrowia w ogóle nie można liczyć... I dalej: Zostałem w gruncie rzeczy pozostawiony sam sobie przez państwo. I z całą pewnością zostałem pozostawiony sam sobie przez szkołę.

Albo taki fragment: Bardzo krótko, tylko przez jakieś dwa tygodnie, byłem na zasiłku dla bezrobotnych. Nie chciałem sterczeć w kolejce w urzędzie pracy. Nienawidziłem tego miejsca, nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. Nie miałem poczucia, że coś mnie z nim łączy. Pokazałem się tam dwa razy, ale gorzko tego żałowałem i obiecałem sobie, że nigdy tam nie wrócę. Odrzucał mnie już sam sposób, w jaki to zorganizowano, instytucjonalizacja problemu, a także atmosfera, która w jakiś sposób sprawiała, że miałeś czuć się winny sytuacji, w której się znalazłeś.

Można powiedzieć, że rewolucja punkowa uratowała mu życie, a przynajmniej uczyniła je akceptowalnym. Myślę, że można go też podziwiać za to co sam uczynił ze swoim życiem. Wbrew wszelkim warunkom, wbrew światu, który był przeciwko niemu, on nie tylko przetrwał ale także sam stworzył siebie jako człowieka i artystę. Wychowując się w biedzie (jak sam powiada: pochodzę z kubła na śmieci), ten chłopak z klasy robotniczej skazany na dziedziczenie biedy, brak wykształcenia i brak jakichkolwiek perspektyw, zbudował siebie jako niezależną, myślącą jednostkę. Jako twórczego człowieka, który nie boi się iść pod prąd. Nie mając wielkiego wsparcia rodziny, społeczeństwa ani państwa, zdobył wszystko co chciał i to na własnych warunkach. I mimo, że system skazywał go, jak i wielu jego rówieśników, na przyszłość bez przyszłości, on na haśle NO FUTURE zbudował sobie przyszłość całkiem znośną.

Oczywiście takie rzeczy nigdy nie dzieją się same. Potrzebny jest talent, silna osobowość, nieugięta postawa, no i trochę szczęścia. W twórczości nigdy nie szedł na łatwiznę. Po rozpadzie Sex Pistols, nie zajął się podobną muzyką by odcinać kupony od zdobytej już sławy. Powołał do życia grupę Public Image Ltd (PiL), która była kolejną jego prowokacją, tworem innym niż wszystko dotąd.

Z pewnością niezwykła opowieść jaką snuje John Lydon aka Johnny Rotten na z górą sześciuset stronach, może chwilami wydawać się jednostronna, czasem mocno przesadzona, ale niewątpliwie warto poznać jego punkt widzenia na sprawy drobne jak też i te ważne, fundamentalne. Także ważne dla nas, czasem dla całego świata.

 

 

21.12. 2015

 

 

 

ALL TEXTS AND IMAGES © PIOTR SIATKOWSKI

 

 

 

 



web counter
web counter