REQUIEM LUDOWE

 

 

 

REQUIEM LUDOWE

 

ADAM STRUG

 

KWADROFONIK

 

 

 

 

Kraków,  18 listopada 2016

FILHARMONIA im. KAROLA SZYMANOWSKIEGO w KRAKOWIE

 

 

Requiem ludowe jawi się jako jedno z ważniejszych przedsięwzięć artystycznych w Polsce w ostatnim czasie. Temat śmierci jest ważny i poważny, jednak często unikany. Temat niewygodny, przypominający że życie to coś więcej niż niekończąca się konsumpcja i hedonizm. Że składa sie na nie także ból, choroba, cierpienie, strata.

Requiem ludowe stało się niedawno nadzwyczajnym wydarzeniem artystycznym. Album przygotowany przez zespół Kwadrofonik i Adama Struga, w 2015 roku otrzymał nagrodę Folkowy Fonogram Roku . Z pozoru to "strange bedfellows". Kwadrofonik jest postrzegany głównie jako grupa wykonująca muzykę współczesną i improwizowaną. W tym muzykę Witolda Lutosławskiego, co nie powinno dziwić, jako że ten kwartet został złożony z dwóch duetów: Lutosławski Piano Duo i perkusyjnego Hob-beats Duo. Od dłuższego czasu Kwadrofonik bardzo silnie inspiruje się tradycją muzyki ludowej.

A to już trop, który prowadzi do niezwykłej postaci jaką jest Adam Strug. Człowiek i artysta trudny do zaszufladkowania. Przede wszystkim znamy go jako śpiewaka muzyki ludowej mającego dużą wprawę w wykonywaniu pieśni pogrzebowych. Zajmuje się tym od dzieciństwa i trwa to chyba już ponad ćwierć wieku. Zatem doświadczenie ma ogromne. Co ważne, bo nie posiadając sformalizowanego wykształcenia muzycznego, czerpał prosto ze źródła. Uczył się od autentycznych śpiewaków ludowych, na przykład od swojej babci czy pana Jana, który choć był półanalfabetą, przechowywał w pamięci więcej pieśni niż niejedno archiwum. Ot, potęga tradycji oralnej, której historia jest o wiele tysięcy lat dłuższa niż Wikipedii.

Adam Strug stoi na straży wierności tradycji, natomiast Bartłomiej Wąsik i grupa Kwadrofonik to zagorzali eksperymentatorzy. Ze zderzenia tych dwóch postaw i w oparciu o materiał zawarty w "Śpiewniku pelplińskim" powstał osobliwy spektakl. Osobliwy, bo oto na deskach szacownej Filharmonii Krakowskiej widzimy artystów śpiewających tradycyjne pieśni pogrzebowe, w przeszłości słyszane głównie na cmentarzach we wsiach tymi deskami zabitych.

Dziwny to mariaż, niemal nieprawdopodobny, starych pieśni tradycyjnych z akademicką i improwizowaną muzyką współczesną. A jednak mariaż udany, tworzący nową jakość w naszej kulturze. W dodatku dzisiejsza inteligencja (?) czy też może przedstawiciele wyłaniającej się klasy średniej (?), zdają się fascynować (a może tylko snobować) tym zjawiskiem. Przypominają sobie gdzie ich korzenie i, co ważniejsze, już się ich nie wstydzą.

Sala Filharmonii była wypełniona, publiczność w skupieniu i, mam wrażenie, pewnym napięciu, wysłuchała przedstawienia de facto będącego emanacją nowej kulturowej wojny hybrydowej. Połączeniem rozrywki (w znaczeniu entertainment) i misterium (w znaczeniu mysterium).

Oświetlenie i ruch sceniczny proste i zredukowane do minimum niezbędnego przy występie publicznym. Choć jednak jasno, żadnych mroków, żebyśmy nie dali się zwieść, żebyśmy pamiętali, że to mimo wszystko tylko koncert. Taka jest bowiem siła rażenia tego dzieła. Jednych pieśni hipnotyzowały, innych wprawiały w stan kontemplacyjny, wszystkich wyrywając na chwilę z oszalałego pędu codzienności. Taka godzinna freeze frame. Tam gdzieś na zewnątrz wściekły świat pędzi ku przepaści ciągnąc za sobą bezwolne i nieświadome ludzkie stado. Tu kubeł zimnej wody. Memento mori.

Żegnam Cię mój świecie wesoły.

A po wszystkim huraganowe brawa i szybko do domu. I z powrotem, i znowu do kieratu.

 Ale teraz już inaczej.

 

 

 

 

 

ALL TEXTS AND IMAGES © PIOTR SIATKOWSKI  

 

 

 

 

 

   

 

 

 



web counter
web counter