JAN JARCZYK OBIT

 

 

 

 

JAN JARCZYK

(1947 - 2014)

                           

POŻEGNANIE

 

Stopy i dłonie za wielką wodą  lecz serce i głowa zawsze w rodzinnym Krakowie. To nie zły los rzucił go za ocean. Dla Jana Jarczyka wyjazd był świadomym i nieuchronnym wyborem. Pasją jego życia bardzo wcześnie stał się jazz i podobnie jak inni wybitni polscy jazzmani, w tej liczbie Roman Gucio Dyląg, Leszek Żądło, Michał Urbaniak i Urszula Dudziak, Adam Makowicz, Zbigniew Seifert czy Władysław Adzik Sendecki, po prostu musiał wyjechać by się rozwijać i realizować twórczo. Europejskiej muzyki klasycznej można uczyć się wszędzie gdzie są instrumenty i dobrzy nauczyciele. Natomiast jazz to taki szczególny kruszec, z którego najlepsze twory powstają w miejscu skąd pochodzi. Jeżeli jest wytapiany w ogromnym „melting pot” jakim są Stany Zjednoczone. Jeśli wykuwa się go w ogniu konfrontacji i dialogu z mistrzami. Na koncertach, w klubach, na jam sessions.

Przedsmak takiego życia miał Jarczyk już w Krakowie. Jeszcze jako właściwie dziecko poza regularną nauką gry na fortepianie, słuchał sporo tak zwanej muzyki rozrywkowej: The Beatles, audycji Willisa Conovera, z trudem zdobywanych płyt. Punktem zwrotnym stało się wprowadzenie go, wówczas czternastolatka, przez kolegę Edwarda Anioła do legendarnego już dziś krakowskiego Klubu Jazzowego „Helikon”. Był to niezbyt przytulny, wręcz, jak wspominają bywalcy, obskurny i smrodliwy zadymiony lokal przy ul. Marka 15. Miejsce, którego już dziś nie ma. Słynne miejsce gdzie w różnych czasach bywały takie znakomitości jak założyciel „Przekroju” Marian Eile, Ewa Demarczyk, twórca ENSEMBLE MW2 Adam Kaczyński, Leszek Herdegen, Wiesław Dymny, Leopold Tyrmand, performer Krzysztof Niemczyk a nawet Dave Getz, malarz i perkusista zespołu Janis Joplin. Tu odbyły się dwa wesela: Krzysztofa Komedy i Andrzeja Trzaskowskiego.

Było to więc miejsce sporego fermentu twórczego i z czasem stało się trampoliną do kariery dla licznych przyszłych sław jak Andrzej Kurylewicz, Adam Makowicz, Mieczysław Kosz, Jan Byrczek, Wojciech Karolak, Tomasz Stańko, Jacek Ostaszewski, Zbigniew Seifert czy właśnie Jan Jarczyk. Nic zatem dziwnego, że „Helikon” okazał się katalizatorem niezwykle przyspieszającym rozwój Jarczyka jako świadomego muzyka, zwłaszcza jazzmana. Wielką rolę miał odegrać również fakt, że w szkole trafił do utworzonej przez Alojzego Thomysa klasy jazzu, kuźni wielu przyszłych gwiazd tej muzyki.  Jeszcze w szkole średniej, w 1964 roku, założył z kolegami zespół. Ci koledzy to doskonale dzisiaj znani saksofonista Zbigniew Seifert, kontrabasista Jan Gonciarczyk i perkusista Janusz Stefański. Po kilku latach grupa triumfowała na festiwalu Jazz nad Odrą a Jarczyk został nagrodzony jako pianista (1968-1969). Wygrała także węgierski festiwal  w Nagykoros. Następnym krokiem był występ na prestiżowym Jazz Jamboree 69.

Niebagatelne znaczenie w kształtowaniu się twórcy miały też rodzinne tradycje muzyczne. Dziadek i ojciec byli zawodowymi muzykami, również obie siostry a potem także żona i dwie córki. Była więc muzyka stale obecna w domu, była formalna edukacja w dziedzinie muzyki klasycznej i była praktyczna nauka improwizacji w ogromnie prężnym środowisku jazzowego Krakowa. Później w PWSM studiował kompozycję klasyczną pod okiem Lucjana Kaszyckiego. Doświadczenie bezcenne, jako że Kaszycki był też znawcą i miłośnikiem jazzu. Młody student zajmował się wtedy pisaniem symfonii, muzyki kameralnej i analizą harmonii muzyki współczesnej. Studia zakończyły się niezwykłym dyplomem jakim było wykonanie kompozycji Jana Jarczyka „Koncert podwójny na pięciu solistów i orkiestrę” przez Studio Jazzowe Polskiego Radia prowadzone  przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego i kwintet Stańki.

Jarczyk był teraz bardzo aktywny. Już wcześniej odnosił liczne sukcesy zdobywając wiele nagród na Konkursie Improwizacji w Gdańsku i na festiwalu Jazz nad Odrą a teraz na Międzynarodowym Konkursie Improwizacji Jazzowej w Lyonie gdzie w 1974 otrzymał Grand Prix.

Kolejny krok w rozwoju to sześciomiesięczny wyjazd na stypendium do Berklee College of Music w Bostonie w 1977 roku. Tam zrozumiał jak wiele jeszcze trzeba się nauczyć. Zatem wrócił do Berklee  dwa lata później i odbył już pełny kurs. Po studiach władze uczelni poprosiły go o pozostanie. Wykładał więc kompozycję, aranżację i harmonię jako pierwszy nauczyciel akademicki spoza USA.W 1985 roku przeniósł się do Kanady. W Montrealu był profesorem na Wydziale Muzycznym Uniwersytetu Concordia i wykładał kompozycję na McGill University. Od 1990 już jako profesor na McGill uczył kompozycji i gry na fortepianie.

Był to bardzo owocny okres obfitujący  w liczne koncerty, nagrania płytowe i coraz częstsze wizyty w kraju, od kiedy stało się to możliwe. Pracował dużo i intensywnie, komponując i aranżując dla filmu, teatru i telewizji, współpracując i nagrywając płyty z wybitnymi improwizatorami jak trębacze Kenny Wheeler i  Tim Hagans, saksofoniści Pat LaBarbera i George Garzone czy, nie tak dawno, gitarzysta John McLaughlin. Ta ostatnia płyta „Meeting of the Spirits” firmowana przez Matta Haimovitza była nominowana do nagrody Grammy. Przez wiele lat (do 2011 roku) był dyrektorem artystycznym  Warsztatów Jazzowych w Chodzieży, gdzie zaczynał uczyć fortepianu i aranżacji jeszcze w 1971. W 2011 otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi RP. Sporo grywał w Polsce, przyjeżdżając kiedy tylko to było możliwe. Raz spędził tu z  rodziną aż rok. Regularnie można go było posłuchać na Letnim Festiwalu Jazzowym Pod Baranami. Najczęściej grał wtedy solo lub w trio czy kwartecie, do których zapraszał starych przyjaciół jak Leszek Żądło, Andrzej Olejniczak czy Janusz Stefański ale także przedstawicieli młodszych pokoleń jazzmanów z Polski. Miał być także i w tym roku. Niestety pokonała go choroba nowotworowa, przekleństwo naszych czasów. Zmarł w Montrealu 3 sierpnia.

Żył bardzo bogatym życiem. Wszechstronny kompozytor i aranżer, pianista ale i puzonista, lider zespołów ale i muzyk studyjny, wybitny akademik, mentor dla wielu młodych talentów z całego świata. Z moich licznych spotkań z Janem Jarczykiem zapamiętałem go jako człowieka bardzo sympatycznego, serdecznego i otwartego. Był zawsze naturą spokojną, z pozoru nawet nieco wycofany ale jednak pełen energii i  przyjazny. Choć doskonale znający swoją wartość, zawsze skromny, niemal w cieniu. I niezwykle  pracowity. Nastawiony na dzielenie się swoją wiedzą i talentem ale także słuchający z atencją rozmówców. Bardzo go brakuje.

 

 

 

 

 

 

 

ALL TEXTS AND IMAGES © PIOTR SIATKOWSKI

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Previous page: JAN JARCZYK
Next page: CHWILA NIEUWAGI


web counter
web counter