MEINHOF / DEATH CRUSADE

 

 

KRAKÓW HARDCORE

 

 

MEINHOF

ZRADA

DEATH CRUSADE

KAWIARNIA NAUKOWA

 ul. Kalwaryjska 60

14.08.2016

Meinhof jak sama nazwa wskazuje są z Londynu, a skład jest polsko-hiszpańsko-włoski. Nazwa to bardzo znana, nawet na długo przed powstaniem zespołu. I ja tą nazwę znałem, choć muszę przyznać bez bicia i łamania kołem, że na ich koncercie dotąd nie byłem. A to dlatego żem niewierny Tomek (proszę o jak najmniejszy stos!) i trochę wątpiłem w istnienie sceny po scenie. Nadal zresztą nie do końca jestem przekonany, mimo że jakieś jaskółki widuję.

Ale czytałem kiedyś wywiad z Meinhof (z zespołem oczywiście) i powiedzieli tam parę ciekawych rzeczy. W dodatku zachęcał Wyrak, a jego koncerty podobnie jak te organizowane w Warsztacie (to zresztą czasem te same imprezy) to ostatnio dla mnie wzorzec niezależnego metra. Do tego można jeszcze dodać parę oddanych wyjadaczy jak Pędzel (ostatnio na przykład Mike Watt czy Vexx) i Oika (niedawno The Toasters), którzy też potrafią czule ugodzić w ucho. I tyle. Koncerty gwiazd jak Suicidal Tendencies, Madball, The Exploited czy Agnostic Front są nie dla każdego dostępne i nie dla każdego przyswajalne. Komercyjna scena psudo-punk kompletnie mnie nie interesuje, podobnie jak underground dla zachodnich turystów serwowany przez krakowskie festiwale i kluby dzielnicy turystycznej. Tsuki-bashi im w tofu!

No więc zostają miejsca prawdziwie niezależne, gdzie dzieją się rzeczy o wiele bardziej autentyczne i w dodatku z dziedziny "kultura dostępna". Jednym z nich jest Kawiarnia Naukowa, którą zdecydowanie powinno się przemianować na "Lotna Kawiarnia Naukowa" bo prawie co parę koncertów ma ona nową lokalizację. Oby inne z podobnych, niedawno powstałych miejsc, Warsztat, jak najdłużej utrzymał swój świeżo zbudowany okop.

Koncert otworzył Death Crusade z Gdańska grający d-beat crust punk. Dodatkowo organizatorzy zachęcali słuchaczy do przyjścia obiecując "soczysty, szybki i energiczny crust w klimatach E.N.T." Trudno mi powiedzieć czy był soczysty, ale z pewnością szybki i energiczny bywał. Zespół ubrany i uczesany zawodowo crustowo co podkreślało ich pochodzenie muzyczne. Dobry set.

Miałem przyjemność rozmawiać z pewnym załogantem, który z nimi przyjechał. Przyjemność także dlatego, że wspominał koncert UOM w Pile, na którym był w zeszłym tysiącleciu. W tamtym czasie  działała w Pile grupa wspaniałych i oddanych sprawie aktywistów, którzy uczynili z tego średniej wielkości miasta ważny ośrodek kultury niezależnej. Ale nie z powodów sentymentalnych o tym piszę. Co było to było. Chodzi mi o coś innego niż łzawe wspominki "dawnych, dobrych czasów". Zawsze mianowicie robią na mnie wrażenie ludzie, którzy mimo upływu lat są wierni ideom, jakie uznali kiedyś za słuszne i formujące. I nie ma znaczenia czy są teraz w korporacji, prowadzą firmę informatyczną, wegetują na zasiłku czy są wykluczeni społecznie. Ważne, że wiedzą co się liczy i są konsekwentni. Pozdrawiam!

Na końcu zagrała Zrada. To grupa ukraińska z Charkowa. Zapowiadana jako "energetyczny, mocny hardcore punk" co jak się wydaje znalazło swoje potwierdzenie na koncercie. Jego początek (musiałem wyjść) wydał mi się interesujący muzycznie, a tym bardziej, że wreszcie ktoś gra HC a nie metalcore, co wciąż chyba jest nieustającą modą, a który w wielu przypadkach pozostawia mnie obojętnym. Na szczęście Zrada gra tu stosunkowo często, więc liczę, że jeszcze nieraz będzie okazja ich posłuchać.

A przy okazji, to że nie wysłuchałem Zrady to w dużej mierze ich zasługa. Przyjechali z dużym opóźnieniem, podobnie jak dwa pozostałe zespoły. W dodatku muzycy nie kontaktowali się z organizatorem, stawiając go w bardzo trudnej sytuacji, kiedy nie mógł niczego konkretnego powiedzieć dopytującym się załogantom. Sam nie wiedział czy to tylko poślizg, i jak wielki, a może wcale nie dojadą? Niektórzy z przybyłych zrezygnowali i poszli do domu, niektórzy musieli potem wyjść przed końcem imprezy, bo już było dla nich za późno. Wiem, że zdarzają się czasem wypadki losowe, ale trzeba się jednak bardziej starać, jak też na bieżąco informować organizatora, który ze stresu ma stan przedzawałowy. MO' RESPECT!

W środkowej części koncertu pojawił się Meinhof. W zasadzie powinienem napisać "objawił", bo okazało się, że to bardziej bomba burząca niż zespół muzyki rozrywkowej. Choć właściwie rozrywał skutecznie i to na bardzo drobne strzępy. Byłem pod sporym wrażeniem. Niezłe brzmienie, świetne zgranie, potężna moc i cały czas do przodu - kierunek Berlin. Trzeba przyznać, że udało im się zabrzmieć dość indywidualnie i osobno, co w tej muzyce jest niezwykle trudne. Nie mam pojęcia jakie mają/mieli inspiracje, ale ja tam słyszałem echa grania d-beat, starego Discharge, bardzo starego Raw Power (z czasów Fuck Authority) no i wielkiego Motörhead. Jeśli mam tu rację, to wzorce mają znakomite. A teraz dodają jeszcze sporo od siebie. Bardzo radykalne dźwięki  i radykalny przekaz. I etyka DIY.

W dodatku Meinhof może się pochwalić prawdziwym skarbem jakim jest Rosy, niezwykła basistka i wokalistka. Fantastyczny głos, naturalność i swoboda wykonawcza, drive a nawet puls, co w takiej muzyce nieczęste. Lemmy może być dumny i wreszcie trochę odpocząć (Rest In Punk).

Obecnie niemało polskich zespołów, czy też polskich muzyków mieszka i udziela się w Europie, a czasem dalej. To efekt uboczny bieżącej sytuacji politycznej. Dobry i niedobry zarazem. Dobry, kiedy to świadoma i wolna decyzja. Gorzej kiedy wymuszona. Sądzę, że każde państwo które skazuje 3 miliony swoich obywateli na emigrację chlebową ponosi gigantyczną klęskę. Jej skutki będziemy odczuwać jeszcze co najmniej kilkadziesiąt lat. Nawet jeśli dla wielu wyjazd oznacza ogromną poprawę bytu, to nie ulega kwestii, że jest też źródłem licznych dramatów osobistych, rodzinnych, emocjonalnych. 

Myślę Jarek, że w twoim przypadku to była słuszna decyzja i dała dojrzałe owoce. Obyś tylko jak najczęściej wracał. No i przywieź Unfixed. Czekam!

 

 

 

 

ALL TEXTS AND IMAGES © PIOTR SIATKOWSKI 

 

 

 

 

 

 

 

 


Previous page: TORN SHORE / DESZCZ
Next page: WATCHING ME FALL +


web counter
web counter