TOMEK GROCHOT QUINTET & EDDIE HENDERSON

 

 

 

 

 

 RECENZJE PŁYT CD

 

 

 

 

 


 

Tomek Grochot Quintet

featuring Eddie Henderson

 

My Stories 

 

 

Jeszcze niedawno perkusiści mieli nienajwyższą pozycję w świecie jazzu. Mówiąc wprost, byli często traktowani z góry, stając się obiektem drwin i niewybrednych żartów. Praktyka jakże niesprawiedliwa i, cóż, niemądra, wynikająca  być może z głęboko skrywanych kompleksów.

Obraz anonimowego wybijacza rytmu należy całkowicie do przeszłości. Obecnie wielu perkusistów to gruntownie wykształceni muzycy, nierzadko grający na kilku instrumentach, komponujący i aranżujący. Bywa, że prowadzą własne zespoły. To w końcu całkiem długa tradycja wyznaczana przez takie indywidualności jak Chick Webb, Gene Krupa, Buddy Rich, Art Blakey, Shelly Manne. W czasach bardziej współczesnych w Ameryce Max Roach ogromnie poszerzył pole zainteresowań świata instrumentów perkusyjnych. A w Europie za przykład niech służą choćby Pierre Favre, który daje także niezwykłe recitale solowe i Edward Vesala, niegdyś prowadzący nawet awangardowy big band.

W Polsce było wielu świetnych jazzmanów grających na bębnach, od weteranów Andrzeja Dąbrowskiego i Janusza Stefańskiego, poprzez reprezentantów średniego pokolenia jak Cezary Konrad aż po najmłodszych, będących dopiero nadzieją na przyszłość jak Igor Falecki. Liderami jednak bywają rzadko. Takie udane próby podejmowali Kazimierz Jonkisz, Czesław Bartkowski, Eryk Kulm czy Zbigniew Lewandowski.

Ostatnio także Tomek Grochot. Ten świetny krakowski muzyk talent pewnie dostał w genach bo wywodzi się z bardzo muzykalnej rodziny. Do tego musiał oczywiście dodać lata studiów (dyplom u profesora Jana Pilcha w 1999) i współpracę z wieloma istotnymi wykonawcami jak Janusz Muniak, Wojciech Karolak czy Jan Jarczyk. Ale nie tylko jazzowymi, bo był to także Nigel Kennedy i Kroke. A kiedy już nabrał doświadczeń i okrzepł, zamarzył by stworzyć własny zespół i nagrać w pełni autorską płytę.

Jego zespół to kwintet, na który składają się jedni z najciekawszych polskich improwizatorów młodego i średniego pokolenia: saksofonista Adam Pierończyk, pianista Dominik Wania i kontrabasista Robert Kubiszyn. Jest także gość specjalny, wielka gwiazda światowego jazzu, trębacz Eddie Henderson. Dysponując tak znakomitym zespołem i mając możliwość nagrywania w dobrym studiu Zbigniewa Preisnera w Niepołomicach, dołożył Grochot jeszcze jeden ważki atut - program złożony wyłącznie z własnych kompozycji, we własnych aranżacjach. Utworów jest dziesięć i są na tyle długie, że nie tylko dają muzykom możliwość pełnej i głębokiej wypowiedzi ale też szansę samej muzyce by mogła się swobodnie rozwijać a nawet poszybować. A może też zanurkować w głębinę bo, jak wynika ze wstępu autora i z niektórych tytułów, jedną z najważniejszych tu inspiracji był świat morski i podwodny.

Kompozycje Tomka Grochota są niebanalne i zróżnicowane. Są, jak sam mówi, zapisem jego doświadczeń i przeżyć - stąd pewnie i tytuł projektu My Stories. Mimo tej różnorodności rytmicznej, harmonicznej i melodycznej, zebrane na płycie stanowią spójną, dobrze zakomponowaną całość. Pierwsze nagranie zatytułowane Napoleonfish okazuje się definiujące dla tego projektu. Trzyczęściowy utwór zaczyna się bardzo spokojnie, pokazując miejsce akcji - zaciszny (w domyśle "nadmorski") krajobraz. Druga część jest bardzo dynamiczna, gwałtowna, pełna napięć. To, jak wolno się domyślać, walka mieszkańców podwodnego świata, a może scena polowania człowieka na wielką rybę. Tym ważniejszy byłby to sygnał skierowany do wrażliwszej części ludzkości że, jak wiadomo, wargacz garbogłowy jest zagrożony wyginięciem.

Eddie Henderson przechodzi od lirycznej, nieco leniwej ekspozycji do ekspresji zdynamizowanej, niemal drapieżnej, choć przecież na swój specyficzny, jednak stonowany, sposób. Wyraźnie zaznacza się też jego dominująca rola jako głosu prowadzącego. Rola przyjęta z gracją. W trzeciej części Dominik Wania przejmuje pałeczkę i nieco wygasza emocje by, po chwili, rozkręcić solo do poprzedniego poziomu. Jego fortepian kontrapunktuje grę Hendersona będąc naturalną dla niej przeciwwagą.

Saksofon Adama Pierończyka również znajduje na płycie ważne miejsce, aczkolwiek stanowi raczej dopełnienie, dopowiedzenie, domknięcie spektrum. Natomiast cichym, niemal niezauważalnym, bohaterem sesji jest Robert Kubiszyn. Jego kontrabas jest dla grupy mocnym, ale i ogromnie elastycznym kręgosłupem.

Sam Tomek Grochot zaprojektował swój udział w tym przedsięwzięciu dość nietypowo. Mimo, że jest liderem firmującym swoim nazwiskiem ten długi, w końcu osiemdziesięciominutowy, album, gra na nim jedynie dwie perkusyjne solówki. Nie eksponuje zatem nadmiernie swojej obecności. Być może wynika to ze skromności, a może też ze sposobu jego gry. Jest oczywiście motorem tej muzyki, ale nie ogranicza się do bycia wyłącznie bazą rytmiczną dla solistów. Jest czujnym i wrażliwym akompaniatorem ale jednocześnie nie gra linearnie, poruszając się w wielu kierunkach na raz. W jego bębnieniu stale się gotuje i wciąż jesteśmy zaskakiwani bogactwem rytmów jak i kolorystyką brzmień. Grochot jest liderem dyskretnym i empatycznym, potrafiącym znakomicie nawigować swoją małą orkiestrą.

Porozumienie muzyków jest maksymalne. Sam Eddie Henderson ofiarowuje nam tak wiele ze swej osobowości, a jego maestria, doświadczenie i smak sprawiają, że wszyscy improwizatorzy sięgają wyżyn kreacji. Bardzo to wciągająca, pełna wyobraźni plastycznej, muzyka. Jest jak soundtrack do filmu. Ale to, dodajmy, taka ścieżka dźwiękowa, która zupełnie nie wymaga filmu. Sama dla siebie jest obrazem. Spokojna, głęboka i niespieszna, jest czymś niecodziennym w naszych szybkich i powierzchownych czasach.

 

 

 

 

 

(C) Piotr Siatkowski 2006

ALL TEXTS AND IMAGES © PIOTR SIATKOWSKI

 

 

 

 

 

 

 



web counter
web counter