JANUSZ SZUBER W CENTRUM ŹRENICY
SEN TAKI
JANUSZ SZUBER
W CENTRUM ŹRENICY
Draco, 2019
Janusz Szuber zmarł parę dni temu. Informacja o jego śmierci przeszła trochę niezauważona. Może dlatego, że dziennikarze zajmują się prawie wyłącznie pandemią i protestami społecznymi. Zresztą Szuber nigdy nie był, by rzecz ująć nieco eufemistycznie, nadreprezentowany w mediach.
Ponieważ media dzisiejsze nie interesują się kulturą, a już zwłaszcza literaturą, a już zwłaszcza poezją. No, chyba żeby jakaś wielka nagroda literacka jak Nike, Booker czy Nobel albo chociaż tragiczna, spektakularna śmierć. Trochę też z powodu skromności Szubera, który nawet swój debiut odwlekał kilkadziesiąt lat i w dodatku zaszył się w rodzinnym Sanoku, gdzie nawet drony wywiadu nie zdołałyby go wykryć. Gdyby Julian Krzyżanowski, Marian Pankowski, Marian Kruczek czy Zdzisław Beksiński mieszkali i działali w Sanoku, mniej byśmy o nich słyszeli, o ile w ogóle.
Janusz Szuber to świetny poeta. Jeśli ktoś sam nie wyczyta tego z jego książek, to może zaufa opinii innych twórców poetyckiego rzemiosła, w tym tak wielkich jak Czesław Miłosz, Wisława Szymborska czy Zbigniew Herbert, którzy bardzo jego dzieło cenili.
A teraz oprócz książek mamy także płytę z nagraniami Szubera czytającego swoje wiersze. Dla mnie samego to, przyznaję, nie lada gratka, bo od zawsze jestem entuzjastą tego typu rejestracji. Powstają one najczęściej na dwa sposoby. Albo jest to nagranie głosu poety, będące czystym dokumentem, albo dodaje się jeszcze akompaniament muzyczny.
W tym drugim przypadku, albo post factum albo nagrywając jednocześnie poetę i towarzyszących muzyków. Takie podejście było charakterystyczne dla popularnego niegdyś nurtu zwanego "jazz i poezja". I tak też była określana płyta Janusza Szubera "W centrum źrenicy" w niektórych recenzjach. Chyba jednak niezbyt precyzyjnie. Moim zdaniem to po prostu muzyka i poezja.
Tak czy inaczej, nagrania tego typu są zazwyczaj fascynującą przygodą. A to dlatego, że liczba możliwych wizji i pomysłów na nie jest wprost nieograniczona. O rezultacie końcowym decyduje zawsze talent i wyobraźnia twórców, kompetencja wykonawcza i sposób realizacji nagrań.
Album "W centrum źrenicy" to z pewnością płyta bardzo udana. Czy to dzieło skończone? Nie sądzę. Ja sam niektóre rozwiązania widziałbym nieco inaczej. Jestem pewien, że muzycy którzy ją nagrali, za rok powiedzmy, też mieliby na nią inne pomysły. I to właśnie jest takie ekscytujące w tego rodzaju przedsięwzięciach.
Ci muzycy to trio złożone z duetu i solistki. Julia Kotarba gra na wiolonczeli a duet INSZA to Łukasz Sabat (wokalizy, duduk, saksofon altowy) i Wojciech Inglot (fortepian, instrumenty klawiszowe). Ich muzyka jest eklektyczna i, na szczęście, skromnie towarzysząca głównemu bohaterowi wydarzenia, bez pretensji do wybijania się na pierwszy plan.
Janusz Szuber dokonał wyboru 18 tekstów ze swojego obszernego dorobku. Tekstów atrakcyjnych i reprezentatywnych. Nie wiem kto ustalił ich kolejność na płycie ale i ta decyzja zdaje się trafna. Zarówno pomysł by całość otwierał ważny, światopoglądowy wiersz "Sens jaki?" a zamykało szczere wyznanie i podsumowanie życia "Ekshibicja", jak też umieszczenie najdłuższego i najbardziej dynamicznego nagrania, o aranżacji i brzmieniu nawiązujących do pop rocka, "Yerba mate" w jednej trzeciej listy tytułów. Także wyciszanie nastrojów w miarę zbliżania się do końca płyty.
Bardzo dobrze się stało, że to sam autor czyta swoje wiersze, a nie jakiś wynajęty aktor. Aktorzy robią to w pełni zawodowo ale niestety często nie rozumieją tego co czytają, zabijając poezję w poezji. Prawie zawsze wykonanie autorskie jest najlepsze, nawet jeśli nie bezbłędne. A Szuber czyta świetnie. Gratuluję znakomitego albumu ale także pomysłu by powstał. Jak się okazało w ostatniej chwili. Zatem spieszcie się nagrywać poetów.
listopad 2020
aktualizacja 2 grudnia 2020
Previous page: POLISH HEROINES OF MUSIC
Next page: THE PAU KU